2009 Odra-Nysa Tour - Klub turystyczny ŚWIT

Idź do spisu treści

Menu główne:

2009 Odra-Nysa Tour

Ale to już było... > Rowery
Odra - Nysa Tour [24.07 - 01.08.2009]

Odra - Nysa Tour 2009

Opis będzie krótki i niekompletny, ponieważ liczyłem, że ktoś opisze ten wyjazd i nie myślałem za dużo o zapamiętywaniu miejscowości, zdarzeń i okoliczności, w których przyszło nam przemierzać trasę. Będzie więc trochę informacji, które uchowały się w mojej nie najlepszej (jak widać) pamięci. Jeśli ktoś chciałby coś dodać to zapraszam serdecznie przyślijcie tekst, a ja uzupełnię tę skąpą relację.
24.07.2009
Część wyjeżdża z Gdańska pociągiem godz. 20.05 ze stacji Gdańsk-Wrzeszcz (kuszetkami)
pozostali ruszają nocą samochodami z rowerami na dachach, bagażnikach i gdzie tylko się da.

Rowery na dachu
Nowa Ves
Źródło Nysy

25.07.2009
Wczesnym świtem dojechaliśmy samochodami do Nowej Wsi (Czechy), rozpakowaliśmy rowery i pojechaliśmy (oba Piotry) do Jeleniej Góry odebrać z dworca wyspanych podróżników kuszetkowych. Pogoda zapowiadała się paskudnie, zaczęło padać, niebo przysłoniły gęste chmury i nie zapowiadało się na rozpogodzenie. Losowanie kierowców, którzy mieli przetransportować samochody do miejsca noclegu przypadło na Mirka, a z uwagi na aurę pojechały także Krysia i Ewa. Pozostali mimo deszczu ruszyli na zaplanowaną trasę przez Zittau do Bogatynii (w planach ok. 70 km). Po kilku godzinach niebo zaczęło się przecierać, po południu często zza chmur pojawiało się słońce i pomagało nam wyschnąć. Mirek z dziewczynami wyjechali nam na przeciw i spotkaliśmy się w pobliży zbiegu trzech granic (Niemcy, Czechy, Polska). Na nocleg do Bogatynii dojechaliśmy całą grupą.

Trzy granice
Na rogatkach Bogatynii
Bogatynia - ugoszczeni przez krewnych Zbynia
Bogatynia - w następnym roku ta rzeczka zniszczyła okolicę

26.07.2009

Nocleg nie był powalający, ale wszyscy wstali w dobrych humorach i przy pięknej pogodzie. Po śniadaniu zostaliśmy zaproszeni do rodziny Zbyszka, gdzie zostaliśmy ugoszczeni doskonałym ciastem, kawę i owocami. Wyjeżdżając z Bogatynii przejeżdżaliśmy przez miejsca, które niedługo potem oglądaliśmy w telewizji okrutnie zdewastowane przez powódź. Przejeżdżaliśmy przez piękne niemieckie miasteczka (m.in. Zittau), piękne parki, ale i tereny przemysłowe. Jadąc wzdłuż Nysy trafiliśmy na nadzwyczaj wysoki wiadukt kolejowy, na który niektórzy próbowali wejść nieoznaczonym szlakiem :-). Jeszcze bardziej oczarował nas przepięknie położony nad rzeką klasztor. Perełeczka zadbany park, piękne obejście, własny tartak duże wrażenie robiły piękne kolorowe budowle zaszyte wśród nadrzecznych lasów. Zabudowy mijanych miasteczek również robiły na nas wrażenie swoją przepiękna zabudową i czystością. „Domu Łużyckie” zachowane (odnowione) w stanie o niebo lepszym niż np. w Bogatynii.

Katedra w Gorlitz
Klasztor

Późnym popołudniem dojechaliśmy do Gorlitz, które zwiedzaliśmy do zmierzchu, aby na nocleg udać się na drugi brzeg Nysy do Zgorzelca, gdzie czekały na nas zamówione pokoje w Domu Turysty. Po zakwaterowaniu udaliśmy się „na miasto” w poszukiwaniu przyzwoitej jadłodajni po czym nasyceni wróciliśmy na zasłużony (pokonaliśmy dziś ponad 60km) nocleg.


27.07.2009

Niewiele mogę tu podać na temat większości pokonanej trasy, ponieważ dziś na mnie i Krysię wypadła kolej na przetransportowanie samochodów na miejsce noclegowe w Łęknicy. Cała grupa pojechała na trasę (m.in. Zodel-Park Trolli, Niesky, Weiswasser, Bad Muskau), a my postanowiliśmy z rana zwiedzić jeszcze raz Gorlitz. Okazało się, ze za dnia jest nie mniej interesujący niż wczoraj. Najpierw napiliśmy się kawy i skosztowaliśmy ciepłych rogalików i ciasteczek w klimatycznej piekarni-cukierni „Jesus Backerei”. Jeżdżąc uliczkami starego miasta zwiedzaliśmy je niespiesznie, a następnie udaliśmy się na wzgórze górujące nad miastem. Oczom naszym ukazał się przepiękny widok na miasto, gdzie dominowały dachy z okienkami przypominającymi oczy. Niesamowite wrażenie my patrzymy na miasto miasto patrzy na nas. Na wzgórzu natrafiliśmy na olbrzymi stary cmentarz. Nie spodziewaliśmy się przy niewielkim w końcu miasteczku tak rozległego cmentarza. Zrobił na nas niesamowite wrażenie nie tylko swoją wielkością, ale też różnorodnością nagrobków, pomników i kaplic. Ze wzgórza zjechaliśmy w stronę katedry, aby podziwiać ją w pełnym świetle dnia. Stąd roztaczał się też piękny widok na Nysę i ładnie odrestaurowaną zabudowę po polskiej stronie rzeki. Po zwiedzeniu katedry udaliśmy się przez pobliski most na naszą stronę, skąd z kolei roztaczał się widok na wyżej położone Gorlitz.

Piekarnia Gorlitz
Widok na Gorlitz
Widok na Gorlitz
Hawajski nocleg

Po zapakowaniu rowerów na samochód pojechaliśmy do Łęknicy, z uwagi na lepsze drogi wybierając przejazd przez Niemcy. Po zostawieniu samochodów pod hotelem Europa, w którym mieliśmy zabukowane pokoje ruszyliśmy rowerami na spotkanie naszej grupy jadącej od strony Gorlitz. Po radosnym spotkaniu wyruszyliśmy już całą grupą w stronę Bad Muskau. Po dojechaniu do samochodów zaparkowanych przy hotelu Europa (razem ponad 75 okazało się, że jest kłopot z pokojami zabukowanymi w hotelu. Okazało się że jest wolny tylko jeden pokój dwuosobowy. Nastroje troszkę przysiadły, ale po negocjacjach z właścicielem do jedynego wolnego pokoju zostały dostawione 2 łóżka i pokój (już czteroosobowy) został oddany dziewczynom. Panowie natomiast dostali kwaterę w nieukończonej sali dyskotekowej, gdzie pod słomianymi baldachimami ustawione zostały łóżka. Spało się na świeżym powietrzu, prawie jak pod namiotem noc nie była zimna, więc śpiworki wystarczyły w zupełności. W ramach rekompensaty cała grupa następnego ranka skorzystała ze śniadanka przygotowanego przez hotelowa kuchnię. W sumie chyba zrobiliśmy niezły interes mieliśmy urozmaicony nocleg z gratisowym śniadaniem.

28.07.2009

Rankiem pogoda nie zapowiadała się zbyt pięknie, było dość chłodno i siąpił deszczyk -  na szczęście niezbyt gęsty. Po godzinie zaczęło się jednak rozpogadzać. Grupa udała się na zwiedzanie parku położonego po obu stronach Nysy. Od strony polskiej widać było pięknie położony (za rzeką) pałac (Bad Muskau Furst-Puckler-Park), który po przejechaniu na drugi brzeg obejrzeliśmy z bliska i od środka. Główna grupa pojechała stąd przez Bahren, Zelz, Schlagsdorf, Forst, Guben do Gubina, a ja zostałem z Piterem, aby odprowadzić auta na następny nocleg. Wracając z parku odwiedziliśmy jeszcze przygraniczny bazar nie mogąc wyjść z podziwu nad niskimi cenami, którymi opisane były wszystkie wystawiane produkty. Dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że były to ceny w... Euro ;-P. Po zostawieniu samochodów w Gubinie pod schroniskiem PTSM (Internat ZSLiT) wyruszyliśmy na spotkanie grupy, z którą spotkaliśmy się w pobliżu sporej elektrowni wodnej postawionej na Nysie Wasserwerk in Griesen z 1929r.

Pałac w Bad Muscau
Ogród różany

Z informacji od głównej grupy dowiedzieliśmy się, że po drodze zwiedzali między innymi piękny kwiatowy (różany) ogród. Po dojechaniu na miejsce noclegu (około 75 i posileniu się wyruszyliśmy na nocny spacer na niemiecka stronę do Guben, gdzie załapaliśmy się jeszcze na nocne lody. Zaskoczyło nas, że po niemieckiej stronie jeszcze po zmroku toczyło się Zycie towarzyskie i czynne były knajpki, restauracje i ogródki uliczne. Po spacerze powrót na kwatery, aby odpocząć przed następnym etapem.


29.07.2009

Tego dnia pogoda była wzorowa słonecznie, ale nie upalnie, Dzień zapowiadał się świetnie, ale jak się okazało” miłe złego początki. Przy wyjeździe z Ratzdorf Ola najechała na hamującego dość ostro Alka i... hak urwany. Wyglądało na to, że Alek zostanie na dziś wyłączony z dalszej jazdy. Wezwaliśmy pomoc pod postacią dyżurującego dziś przy samochodach Mirka, który zabrał Alka i uszkodzony rower, z zamiarem zakupienia haka i naprawy uszkodzeń. Pozostałą grupą pojechaliśmy dalej. Kilka kilometrów dalej oczom naszym ukazał się piękny barokowy klasztor Neuzelle. Jest to jeden z cenniejszych klasztorów w Brandendurgii. Poza wspaniałym wnętrzem i pięknymi zabudowaniami może się poszczycić przepysznymi ogrodami, których nie powstydziłby się żaden pałac. Dopełnieniem całości okazał się przyklasztorny browar malowniczo położony nad zalewem. Oczywiście nie omieszkaliśmy dokonać zakupów w przybrowarnym sklepiku. Z uwagi na to, że poruszaliśmy się rowerami nie dane nam było zbyt mocno rozsmakować się w miejscowych wyrobach i w dalszą drogę udaliśmy się mocno obciążonymi rowerami.

Ruiny kościoła w Guben
Awaria
Klasztor Neuzelle
Produkty browaru

Trasa wiodła najczęściej wzdłuż wałów (lub też na wałach) przejeżdżając przez zwykle malownicze miasteczka, ale również zdarzały się opuszczone fabryki, ciepłownie czy zakłady. Były też pyszne lody i wiele przystanków dla odpoczynku i smakowania otaczającej nas przyrody. Późnym popołudniem dotarliśmy do Frankturtu (oczywiście tego na Odrą ;-) i po przekroczeniu mostu granicznego udaliśmy się na z góry zaplanowany nocleg w Domu Studenckim w Słubicach. Tam też posililiśmy się, uszczupliliśmy troszkę zapasy zakupione w przyklasztornym sklepiku i udaliśmy się na jak zwykle zasłużony odpoczynek. Tego dnia przejechaliśmy około 75 km.

Zlot na festiwal

30.07.2009

Po wspólnej fotce pod domem Studenckim ruszyliśmy w trasę do Cedynii. Po prowizorycznej naprawie roweru (z uwagi na brak oryginalnego haka Marek z Mirkiem zamontowali doszlifowany i dopiłowany hak o zbliżonym kształcie) Alek dołączył do ogólnego peletonu. Przekroczyliśmy most i wróciliśmy na niemiecki brzeg do Frankfurtu, skąd jadąc wałami wzdłuż brzegu jechaliśmy w kierunku Hohenwatzen.

Most graniczny w Słubicach
Guma

W drodze musieliśmy zrobić przymusową przerwę na zmianę dętki, ponieważ okazało się, że złapałem gumę na tak prostej i wydawałoby się czystej trasie rowerowej. W pobliżu Kostrzynia udaliśmy się ponownie na polską stronę, aby obejrzeć to co zostało z dawnego miasteczka-twierdzy Kostrzyn. Poza brama wjazdową (odbudowaną ?) i bastionami widocznymi od strony wody nie było tam praktycznie nic. Trzeba było uważnie się przyglądać, aby dostrzec zarysy uliczek, budynków, zamku, kościoła... Zostało tylko klika murków, schodków donikąd oraz otworów do piwnic i podziemi. W samym narożniku twierdzy, między szosą, a rzeką znaleźliśmy zaniedbany cmentarz żołnierzy radzieckich, a właściwie to co z niego zostało. Widoczne były ślady po zniszczonych urnach, tablicach i nagrobkach. Większość tablic potłuczona, rozbita i poprzewracana - bez komentarza, bo i co tu mówić... Wróciliśmy ponownie na niemiecki brzeg Odry i ruszyliśmy dalej wzdłuż wałów zatrzymując się na czasami na lody, czasami na odrobinę piwa dla ochłody, a czasami po prostu dla relaksu - z czego lody były najczęstszą przyczyną postojów. I tak po przekroczeniu Odry znienacka znaleźliśmy się pod Cedynią. Tam pod pomnikiem ponownie uwieczniliśmy całą jadącą grupę, poza Ewą i Zbyszkiem, którzy tego dnia mieli dyżur samochodowy i odwiedzili to miejsce przed nami. W miejscowości Piasek dokonaliśmy drobnych zakupów spożywczych oraz zrobiliśmy dłuższy postój na degustację miejscowej pizzy, którą w internecie bardzo polecała jakaś inna grupa rowerowa będąca tam przed nami. Moim zdaniem szału nie było, ale też nie była zła.

Kostrzyn
Cedynia

Dzisiejszy nocleg Ojciec Dyrektor zaordynował w pobliskiej leśniczówce, do której jechaliśmy przez łany zbóż przy zachodzącym słońcu... Miast do spodziewanej drewnianej, przytulnej leśniczówki, (jak większość z nas sobie wyobrażała) dotarliśmy do sporego kompleksu zabudowań, a sama leśniczówka okazała się sporym ceglanym budynkiem, w którym, jak nam zaprezentowała gospodyni, zebrano bogate zbiory trofeów myśliwskich, broni palnej oraz sporą kolekcję kufli. Dzisiejszy etap był najdłuższym pokonywanym odcinkiem całej trasy przejechaliśmy około 110 Nie zniechęciło nas to jednak do tradycyjnych, wieczornych, grupowych dyskusji i wspólnej herbaty przed snem.


31.07.2009

Przed wyjazdem gospodyni zaprezentowała nam również swoje prywatne muzeum, w którym poza starociami zgromadziła wiele pamiątek i bibelotów po minionym systemie. W tym czasie Marek z pomocą warsztatowego wyposażenia zdołał jeszcze ulepszyć hak do Alkowego roweru.

Marek - mechanik
Muzeum - rupieciarnia
Muzeum - rupieciarnia
Elewacja przestrzenna
Schwedt
Gartz

W doskonałych humorach grupa wyruszyła na trasę zaplanowaną dziś na około 75 km. Niestety mnie i Krysi nie było w tej grupie, ponieważ tego dnia wypadła na nad dyżur samochodowy. Pozostali po przekroczeniu granicy wjechali na tereny Nationalpark Unteres Odertal, gdzie jak wspominają było przepięknie, a okolica zgodnie z oczekiwaniami obfitowała w wiele gatunków ptaków. W miasteczku Schwedt doszło do spotkania grupy rowerowej i samochodowej. Miasteczko niewielkie, ale bardzo urokliwe. Tam oczywiście zwiedzanie, kawa, ciastka, lody... Opowiedzieliśmy również pozostałym jak to niemieccy celnicy przetrzepali wypakowanego bagażami volkswagena. Na trasie rowerowej podobno też nie brakowało atrakcji, ale przyjemniejszej natury: piwo, lody, piękne widoki oraz „malowane kamienice” na szczytach bloków. Po odprowadzeniu aut pod Ośrodek Wypoczynku i Rekreacji w Gryfinie ruszyliśmy na spotkanie jadącej w naszą stronę grupy. Niewiele brakowało, a minęlibyśmy się skutecznie, ponieważ po zwiedzeniu urokliwego miasteczka Gartz pojechaliśmy z Krysią dalej. Po pewnym czasie zdzwoniliśmy się i okazało się, że grupa właśnie dojechała do Gartz wjeżdżając tam bezpośrednio z trasy rowerowej, podczas gdy my wjechaliśmy na nią kawałek za miasteczkiem. Grupa rozłożyła się więc obozem w dobrze zaopatrzonej knajpce i racząc się lodami i zimnymi napojami czekała, aż do nich dojedziemy. Następnie razem udaliśmy się na zwiedzanie ciekawej zabudowy miasteczka. Poszło nam to tyle sprawnie, że wiedzieliśmy już co warto zobaczyć.

Na wszystkich duże wrażenie zrobiło kościół, który tyko częściowo odbudowano po pożarze (świadczyły o tym mocno nadtopione cegły). Z głównej nawy pozostały tylko boczne ściany. W drodze do Gryfina z Nationalpark Unteres Odertal wjeżdżamy na tereny Parku Krajobrazowego Dolina Dolnej Odry, który rozciąga się pomiędzy Odrą Zachodnią, a Wschodnią, w którego otulinie ktoś wpadł na pomysł wybudowania Elektrowni Dolna Odra chyba dla kontrastu. W Gryfinie byliśmy na tyle wcześnie, że udaliśmy się na poszukiwania obiadu, a następnie wieczorny spacer. Gryfino nie zachwyciło nas urodą. Jednym z niewielu obiektów przyciągających wzrok był średniowieczny kościół p.w. Narodzenia NMP  pozostawiony pomiędzy betonową zabudową jak wyrzut sumienia. Z braku większych atrakcji wróciliśmy na kwatery do OWiR na tradycyjną wieczorną herbatę.

01.08.2009

Tego dnia ruszyliśmy na ostatni etap (około 75 km) zaplanowanej trasy w kierunku Szczecina. W drodze mijaliśmy sporo miejscowości z których niektóre miały intrygujące nazwy jak np. Neuroholitz, Krackow ;-). Teren zrobił się dość zróżnicowany i pojawiło się sporo pagórków i górek z podjazdami jakich nie widzieliśmy od pierwszego dnia naszej wyprawy.

Mescherin
po zniwach
Muzeum w Penkun
Granica pod Szczecinem

Na obrzeżach Penkun obejrzeliśmy ciekawy zameczek i zwiedziliśmy położone na terenie założenia muzeum, w którym największe emocje wywoływał trabant straży pożarnej. Poza ciekawą zabudową uwagę zwracał położony w centrum spory kamienno-ceglany kościół na którym przysiadł bocian. Wyjeżdżając z miasteczka dokonaliśmy drobnych zakupów miejscowej hurtowni alkoholi. Bardziej dla zasady niż potrzeby, ponieważ nie było tu takich ciekawostek jak wiśniowe piwo z przyklasztornego browaru (obok klasztoru Neuzelle). Przejeżdżaliśmy przez piękne parkowe tereny i robiliśmy dość długie postaje, aby jak najdłużej nacieszyć się pięknymi widokami. Nabieraliśmy również energii pod tysiącletnim (podobno) dębem. Na granicach Szczecina (Lubieszyn?) uwieczniliśmy się ponownie na grupowym zdjęciu i ruszyliśmy w kierunku stacji benzynowej do czekających na nas samochodów. Mały relaks, pakowanie, mycie, obiad i w drogę. Część samochodami, a część pociągiem. Wszyscy szczęśliwie i cało dotarli do domów.


PiotrR


Jeśli coś pomyliłem, ominąłem lub też ktoś chciałby coś dodać to proszę o uwagi. Było to na tyle dawno, że nie wszystko na pewno ująłem, nie wszystko pewnie zapamiętałem tak jak było, ale zwlekając z opisem nie mogę liczyć na to, że pamięć mi wróci...

 
Powrót

PS.
Dla porządku
poniżej sporządzona przez MCh lista miejscowości w kolejności:

I Etap 25-07-2009 Nova Ves n.Nisou /Bogatynia
Nova Ves n.Nisou [ścieżka rowerowa 3038]
Dobra Voda
Jermanice
Dlouhy Most
Minkovice
Liberec (bokiem - pomylona trasa) ;-)
Ruzodel
Machnin
Andelska Hora
Chrastava
Billy Kostel
Hradek [przejście do Niemiec - trzy granice]
Zittau
Sieniawka [przejście gr. Porajów]
Bogatynia

II Etap 26-07-2009  Bogatynia/Zgorzelec
Bogatynia
Sieniawka [przejście gr. Porajów]
Zittau
Hirschfelde
Dorfkirche
Klosterstift (St.Marienthal)
Ostritz
Leuba (Lobau)
Hagenwerder
Weihubel
Gorlitz [przejście gr.]
Zgorzelec

III Etap 27-07-2009 Zgorzelec/Łęknica
Zgorzelec
Gorlitz
Konigshufen
Klingewalde
Niderlucwigsdorf
Zodel
Deschka
Nider Neundorf
Stadpark
Rothenburg
Lodenau
Fachwerkkirche
Sagar
Bad Muskau - park [przejście gr.]
Łęknica

IV Etap 28-07-2009  Łęknica/Gubin
Łęknica [przejście gr.]
Bad Muskau (Furst-Puckler-Park)
Zelz
Bahren
Gros Bademeusel
Rosengarten
Forst (Lausitz)
Griesen (Waserkraftwerk )
Gros Gastrose
Schlagsdorf
Guben [przejście gr]
Gubin

V Etap 29-07-2009 Gubin/Słubice
Gubin [przejście gr.]
Guben
Ratzdorf
Neisemunde
St.Nikolai
Neuzelle (objazd)
Eisenhuttenstadt
Brieskow (Finkenheerd)
Guldendorf
Frankfurt Oder [przejście gr.]
Słubice

VI Etap 30-07-2009 Słubice/L.Piasek
Słubice [przejście gr]
Frankfurt Oder
St.Marien
Lebus
Kustrin-Kietz
Festung Kustrin (Kostrzyn - przejście gr.] (umarłe miasto) [i powrót do Niemiec]
Kienitz
Gros Neuendorf
Neuglietzen
Hohenwutzen [przejście gr.]
Cedynia
L.Piaski

VII Etap 31-07-2009  L.Piasek/Gryfino
L.Piasek
Mały Raduń
Krajnik Górny
Krajnik Dolny [most - przejście gr.]
Schwedt Oder
Gatow
Gartz
Mescherin [przejście gr]
Gryfino

VIII Etap 01-08-2009  Gryfino/Lubieszyn
Gryfino [przejście gr.]
Staffelde
Neurochlitz
Tantow
Schofeld
Penkun (Schlossmuseum - Trabant itp.)
Krackow
Lebehn
Sonnenberg
Ramin
Locknitz
Lubieszyn [przejście gr.] pakowanie -> Szczecin -> dom

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego